Witam wszystkich z bliska i daleka....))))
Długo mnie nie było, ale mam nadzieję, że nie zapomniałyście o mnie....Nie ukrywam, że stęskniłam się za kontaktem z WAMI..... Wiecie jak to jest - na pochyłe drzewo to i koza wejdzie....))))Trochę chorowałam, ale mam nadzieję, że to jakoś się wyprostowało i muszę się z tym nauczyć żyć.... Po drodze miałam wspaniałego gościa z dzieciństwa, komunię wnusia Filipa, ale o tym później.....
Uwielbiam recykling, powstają przedmioty jedyne w swoim rodzaju. Jakiś czas temu pisałam Wam o zmianie żyrandola w mojej pracowni... Nowy od razu został powieszony i pasuje jakby był od zawsze. Stary odleżał w piwnicy swoje, aż się doczekał nowego życia... Trochę farby, deseczka, korki od likieru (zastąpiły nóżki), drewniany uchwyt - no i gotowe....
Zrobiłam to z przeznaczeniem tarasowym. Będzie super osłoną przed muchami i innymi żyjątkami. Pijąc kawusię na tarasie często troszkę łasuję, więc trzeba gdzieś ukryć
"łakocie"...
To obecny żyrandol w mojej nicianej dziurce...
Oczywiście tak się rozpędziłam z robotą, że zapomniałam zrobić zdjęcia starego jak wisiał. Dopiero po rozmontowaniu i pomalowaniu potrzebnego elementu przypomniało mi się o zdjęciach. Klosz okrywał żarówkę. Wiecie, jak to jest....ta choroba nie boli, tylko trochę męczy nogi....